Glebokie zanurzenie

 

          Marzenia się spełniają, nie mam co do tego wątpliwości. Czasami w ich realizację trzeba włożyć dużo czasu i pracy, trenować, uczyć się,  planować... Czasami wystarczy bardzo intensywnie myśleć o czymś, modlić się o to do swojego Boga. Bardzo często w realu, nie jest tak pięknie, jak w naszej w wyobraźni, ale zawsze i tak warto dążyć do ich realizacji, droga - zawsze jest piękna. Tak czy siak – nasze marzenia potrzebują energii, żeby mogły się spełnić, potrzebują wiary i zaufania.

         Jakie są Wasze marzenia? Te najbardziej skryte, schowane głęboko w podświadomości, te o ktorych boicie się nawet myśleć? 

           Kiedy byliśmy dziećmi, wszystko wydawało sie możliwe, każdy scenariusz – nasza wyobraźnia nie miała granic. Chłonęliśmy jak gąbki wiedzę, informacje, a potem z małym syndromem Boga wymyślaliśmy jak by to było gdyby...

Jakie książki czytaliście z wypiekami na twarzy, schowani z latarką pod kołdrą ? Jakie filmy widzieliście po kilkanaście czy kilkadziesiąt razy, i dlaczego?

Co powodowało przyspieszone bicie serca, albo może wejście na poziom Dyzia Marzyciela – poczucie bezgranicznej szczęśliwości, na samą myśl o... 😊

           Ja zawsze marzyłam o podróżowaniu, o nurkowaniu i żeglowaniu, robieniu zdjęć i pisaniu. Wtedy było to tylko w sferze marzeń, można było podróżować tylko do wybranych krajów, tzw. demoludów ;-) . Nie miałam paszportu w szufladzie, ustrój w Polsce zmienił sie dopiero, kiedy byłam na studiach - dopiero wtedy powolutku pojawiły się możliwości wyjazdów. Na szczęście były książki – najpiękniejsze otwarcie na świat. Książki Alfreda Szklarskiego o podróżach Tomka Wilmowskiego, pięcioksiąg przygód Sokolego Oka  Jamesa Fenimore’a Coopera, Trylogia Sienkiewicza czy Pan Samochodzik Zbigniewa Nienackiego, to ukochane książki i postacie mojego dzieciństwa. 

No i – chciałam, to mam 😉- uważajcie o czym marzycie, może się spełnić.

     Jestem wdzięczna wszechświatowi, za pojawiające się możliwości, chociaż na kartach książek to wszystko wygląda dużo prościej. Nie piszą tam o tęsknocie za domem, o problemach z komunikacją językową, o różnicach kulturowych. To wszystko nie jest aż takie proste, kiedy przerabiasz to osobiście. choć oczywiście – wszystko można potraktować jako wyzwanie i kolejny pretekst do nauki i rozwoju. A choroby? Kiedy dopada cię coś znienacka, a ty własnie jesteś na zadupiu, bez ubezpieczenia, bez możliwości leczenia medycyną konwencjonalną, czasami jest tak...

          Drugi dzień ostrego zapalenia grdła, bardzo wysoka gorączka, pękająca głowa, leczenie homeopatyczne. Moja doktora homeopatka mieszka w Meksyku, a ja w Teksasie, oczywiście nie mam„kulek”, więc po raz kolejny leczy mnie na zasadzie pamięci wody, czyli ja mówię objawy, ona mówi, co powinnam wziąć – powiedzmy Arsenicum 30. Na kartce papieru odrysowuję kółko od szklanki, w środku wpisuję Arsenicum 30, po czym nalewam trochę wody do szklanki, stawiam na napisie,  biorę wdech i wydech, czytam głośno nazwę przez dno szklanki i wodę, mieszam 10 razy i wypijam. Działa.

 Wiem, że poziom abstrakcji jest dość wysoki, ale ponieważ byłam w naprawdę kiepskiej formie, szczególnie psychiczno-emocjonalnej – spróbowałam. Pomogło. Podobnie tak przyjmowana witamina C. Pytanie – czy to zadziałała homeopatia, ( zakładając, że działa;-)),  czy autosugestia, energia, czy... nie wiem, jakie to ma znaczenie? Prawdę mówiąc – jak dla mnie – wszystko jedno. Po kilku dawkach byłam zdrowa - i tylko to było istotne.

             A przy okazji - zobaczyłam nową możliwość: zapewne każdy może to zrobić. Wystarczy pamięć wody, a może za jakiś czas – spokojnie możemy działać tylko myślą, telepatia? Żeby nie było – znam książkę „Secret”, prawo przyciągania, metodę Silvy itd, jestem radiestetą, promieniowanie kształtu czy energetyzacja wody nie są mi obce, itd.

Kumam. Teoretycznie. Ale to się wydarzyło w realu. Kilka razy. Zobaczyłam otwartą kopułę  - ogrom możliwości, które posiadamy, i których nie wykorzystujemy! 

               Głębokie zanurzenie w nowej sytuacji, w energii, w możliwościach. Trochę pięknie i trochę straszno, nigdy nie wiesz co będzie, podobnie jak w nurkowaniu, żeglowaniu czy meksykańskich cenotach. Na pewno – adrenalina i zachwyt, czasami ryzyko, że zobaczysz więcej niż chcesz, niż możesz przyjąć i zrozumieć, a przynajmniej zaakceptować. 

               Kilka razy w życiu nurkowałam w nocy, takie trochę szaleństwo – widzisz tylko to, co oświetlisz, poza tym – czarno. Przepiękne skrzydlice, płaszczki, kolorowe rybki,  chociaż jak zobaczyłam ruszającą się ośmiornicę, to o mało nie zeszłam na zawał. Wspomnienia bezcenne, ale stres potężny. Na ile jesteśmy otwarci na NOWE, INNE, poza NORMĄ. Konia z rzędem temu, kto zdefiniuje co to jest NORMA 😉

To co wiem na pewno, oczywiście jest to tylko moja opinia, otwartość na nowe, przełamywanie stereotypów i norm na wszystkich poziomach daje mi wolność, nawet jeżeli czasami jest trochę straszno, zawsze jest pięknie. 😊

Ile gotowości jest w Tobie? 😉



  Tutejsza



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Opowiesc o zeglarzu

Port Aransas

Na zaglach