W cieniu wulkanów

     

                   Nigdy nie wiesz, co przyniesie los ;-)

 Zupełnie niespodziewanie zostałam zaproszona na kilka dni do miasta Meksyk, tak bez planu i oczekiwań. No bo jak już jestem w Meksyku, to mam blisko, jasne.  Oczywiście nie odpuściłam takiej okazji, żeby zobaczyć stolicę Meksyku pod opieką tzw. Tubylców, ludzi, którzy się tam wychowali. Niby tylko trzy dni, ale i metro, i autobusy, i kilometry na nogach.

         Kolonialna elegancja, i totalny plastikowy kicz, piękne parki, dzikie tłumy ludzi, jedzenie na ulicach, i... problemy z oddychaniem. Podobno miałam zadyszkę nie dlatego, że jestem stara, tylko z powodu wysokości. Meksyk jest położony na podobnej wysokości jak Rysy 2240 m n.p.m., i otoczony górami wyższymi nawet o 5 km wysokości wzglednej.

               Ogromne miasto, bardzo różnorodne, od dzielnic bardzo , nazwijmy to, zaniedbanych, po przepiękne dopieszczone domy z ogrodami, wręcz posiadłości. Bardzo dużo historii w każdym budynku, w każdym zaułku.  Przepiękna katedra tuż obok piramidy azteckiej, i wysokie szklane domy obok piramidy ludu Cuiculco, żyjącego tutaj na długo przed Aztekami.  

               Byłam na ich okrągłej piramidzie na południu Mexico City, wokół której koncentrowało się życie (i śmierć - grobowce) ludu Cuiculco, ale musieli odejść z tego miejsca. Dookoła jest kilka wulkanów, i kiedyś lawa zalała ich pola uprawne, domy, i... trzeba było szukać nowego miejsca do życia. Podobno przenieśli sie na północ, zapewne ich budowle zostały zakryte przez Azteków, a potem Hiszpanów czy ludzi żyjących współcześnie. Nikt o nich nie pamięta. 

                  Tak swoją drogą, ciekawe, czy ktoś będzie pamiętał o NAS, a jeżeli tak, to w jaki sposób? Ci, którzy uratowali, świat? A może zniszczyli? Ci którzy żyli w strachu, czy byli innowatorami w nauce, wizjonerami itd... A może.. W sumie, to co za różnica... pewnie znikniemy gdzieś w mrokach historii, chociaż to jeszcze zależy, kto ją będzie pisał ;-)

             Jedno jest pewne - ludzie przychodzą i odchodzą, ale ogromne stare drzewa, piękne kaktusy i góry wokół są wieczne. Miasto Meksyk jest zbudowane częściowo na dnie jeziora, i część jego budynków, szczególnie tych z epoki, nazwijmy to - hiszpańskiej, powolutku zapada się, a część stojąca na skałach ciągle dumnie wypina pierś, jak zamek meksykańskiego króla, wznoszący się na jednym ze wzgórz, widok z tarasu- oszałamiający. 

             Zwróciłam uwagę na dwie góry, widoczne prawie z każdego miejsca w którym byliśmy, ciągle zachmurzone.  To podobno leżąca kobieta, i opiekujący się nią mężczyzna, tyle tylko, że to nie są chmury. Ten opiekuńczy mężczyzna to aktywny, dymiący wulkan.... 

              Kilka dni temu kolejny wybuch wulkanu na Islandii, z widowiskowego turystycznego, który widziałam w lipcu, zmienił się w groźny i niszczycielski. Miasteczko Grindavik już właściwie nie istnieje, malutka społeczność, domy i poczucie bezpieczeństwa przepadły.

           Ludzie zaczynją od nowa, w nowym miejscu. Podobnie jak kiedyś lud Cuiculco, jak wszyscy inni, którzy podejmują to ryzyko i żyją w cieniu wulkanów. Ludzie żyjący w Mexico City coś o tym wiedzą...


                                                                                        Tutejsza

Komentarze

Arleta Czyż pisze…
Moje wspomnienia z Mexico City są jeszcze całkiem świeże. I zgadzam się z Tobą, to miasto kontrastów połączonych w zaskakujący sposób. Szamani oczyszczający że złej energii przed katedrą to jeden z nich.

Popularne posty z tego bloga

Opowiesc o zeglarzu

Port Aransas

Na zaglach